wtorek, 16 sierpnia 2011

Echa wczorajszego dnia... i nie tylko

..
floksy - kwiaty z polskiego ogródka
obrazek z tegorocznej pielgrzymki jasnogórskiej
Muszla św.Jakuba - płytka na chodniku
Co mają wspólnego z sobą powyższe zdjęcia, umieszczone w dodatku - jedno pod drugim ?  Ta głupawa kolejność wynika z jakiejś usterki mego szablonu blogowego ( może - albo nie nie wiem czego? )i dlatego wolę najpierw zamieścić obrazki, a potem już pisać ciurkiem...co właśnie czynię.
 Pierwszy obrazek ma związek z moim dzisiejszym wieczornym spacerkiem po okolicznych bocznych uliczkach, z których jedna nazywa się bardzo adekwatnie, a mianowicie Cicha.
 Przy okazji wzmianki o tej ulicy mogłabym już snuć szmat wspomnień ( kozackich ? - skądś znam takie powiedzenie ?),
bo znam tę uliczkę od głębokiego dzieciństwa, wprawdzie na jej odcinku najbardziej oddalonym od mego obecnego adresu, ale nie będę za dużo snuć...Otóż pewien zapach zatrzymał mnie na chwilę przy siatce niewielkiego, dość dziko zarośniętego ogródka, obok jakiegoś też niedużego domu, a jest to typowa sceneria dla takich właśnie uliczek mego miasta, a zarazem z mojego młodego wieku, od dziecka.
W ogrodzie z mojego dzieciństwa  ( tylko kilka lat w tym domu z ogrodem,
którego już nie ma w realu) zawsze były kwiaty o nazwie FLOKSY, niepiękne, nieeleganckie, wiechciowate (tak się chyba ta odmiana nazywa)o zapachu, który mi pozostał na zawsze - jako jeden z zapachów... sentymentalnych, właśnie.
I tyle o obrazku pierwszym, który znalazłam na jednej ze stron netu, zaraz po powrocie do domu, jeszcze ze śladem
zapachu floksów w nosie, może ładniej...w nozdrzach?
http://www.wymarzonyogrod.pl/2633_2724.htm

 " Rośliny polskich ogrodów
Rosły w dworskich parkach i przy wiejskich chałupach. Wpisały się
tak bardzo w polski krajobraz, że i dziś trudno wyobrazić sobie, że
mogą zniknąć z naszych ogrodów."
Oto cytat z tej strony, bo też nieco sentymentalny i akurat mi pasował.
Obrazek drugi znalazłam także od razu po włączeniu kompa na str.Gazeta.pl wśród doniesień z wydarzeń dzisiejszego świątecznego dnia w naszym kraju, a także tę tematykę pielgrzymek maryjnych na blogu u Beaty - Zastępczość.
W dzieciństwie także chodziłam do kościoła ( bez rodziców,
bo nie lubili, a także nie kazali, ale ja lubiłam), słyszałam o tym obyczaju pielgrzymek na Jasną Górę, jakieś starsze koleżanki nawet bywały, a ja marzyłam, ze też kiedyś się wybiorę. A potem przeszła mi religijność oraz marzenia o pielgrzymce, a nawet o jakiejś wycieczce do Częstochowy. I po raz pierwszy w życiu, za namową mej głównej Przyjaciółki, wybrałam się z nią pociągiem do Częstochowy, w celu osobistego zapoznania się z Jasną Górą. Pojechałyśmy tam z naszymi synami, jej miał już lat 16, a mój niecałe 7 i właśnie był w przededniu wieku szkolnego.  Cały dzień tam wtedy spędziliśmy i nasi synowie ( szczególnie mój, podróżnik - marzyciel )byli bardzo zadowoleni( bez religijnych uniesień, a z pobudek poznawczo- turystycznych). W sumie bardzo sympatyczne wspomnienie ogólne.
 Samo miasto przecież wielokrotnie widywałam przejazdem - z pociągu lub wycieczkowego autobusu, a jakoś nigdy nie trafiła mi jakaś świecka wycieczka do Częstochowy,potem także nigdy. Potem w drodze do Krakowa ( do syna )autobusem lub jego samochodem zawsze postój w Częstochowie - mniej więcej w połowie trasy.
Trzeci obrazek znalazłam w necie, czytając o innym,jednym, z najbardziej znanych miejsc pielgrzymek na skalę światową
a mianowicie katedrze św.Jakuba, czyli dziś Santiago de Compostela w Hiszpanii. Przez jakiś czas marzenie mej Córki, że kiedyś się tam wybierze... pieszo, co u niej jest nawet możliwe, przy jej zdolnościach piechura i harcie ducha, ale także z pobudek pozareligijnych.
współczesny znak , czyli jakby logo (?)  tej symbolicznej muszli  ze szlaku pielgrzymki do św.Jakuba
Znana rzeźba z Kalwarii Zebrzydowskiej gdzie często bywają moje krakusy, bo blisko i malowniczo
Z moich znajomych tylko jeden był w Santiago de Compostela , ale nie jako pielgrzym, a tylko przy okazji pobytu na wywczasach w niedalekiej miejscowości w tej hiszpańskiej Galicji.
A to właśnie mój kolega - podróżnik , nauczyciel j.hiszpańskiego i w ogóle miłośnik Półwyspu Pirenejskiego, a także szerzej całego  obszaru tego języka, poza Europą... Zdjęcie sprzed kilku lat i obok wiadomego symbolu.

monumentalna świątynia w Licheniu ( zdjęcie znajomej z wycieczki kościelnej )

5 komentarzy:

  1. Kwoko, przywolalas wspomnienia:)) Floksy to byly ulubione kwiaty ogrodowe mojej mamy, a wiec zawsze musialy byc w ogrodku. W Czestochowie bylam tuz przed wyjazdem do Stanow, rowniez z moim synem i w towarzystwie innych czlonkow rodziny. Pamietam, ze Mlody sie uparl i stal w kolejce do Skarbca, bo nam sie nie bardzo chcialo. Ale warto bylo:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Stardust - no, witaj! miło mi , że Cię przywołałam wspomnieniami. Też pamiętam kolejkę do Skarbca i niełatwe podejście do tej kaplicy z obrazem. A na wieży byli tylko chłopcy, oczywiście... :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Floksy zasadzilam rok temu, ale to inne juz kwiaty, takie bardziej rasowe. Bylam w Licheniu, w Czestochowie nigdy, ale moze wybiore sie w tym roku z powodow pozareligijnych ... ot, zeby zobaczyc, co w Polsce jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda na to, że ja tez mam w ogródku floksy:) tylko ciut ciemniejsze.
    Częstochowę, a jakże, odwiedziłam parę razy, a Licheń jakoś mnie nie podnieca, ale znajome pielgrzymowiczki mówiły, że tam tani alkohol był...

    OdpowiedzUsuń
  5. za to zdjęcie na SAMEJ górze...bajka!

    OdpowiedzUsuń