wtorek, 30 sierpnia 2011

Jako muzyczny dodatek do poprzedniego tematu

Popularna ( chyba najbardziej ) piosenkarka z lat 50-tych, Marta Mirska i przebój
" Zachodni wiatr " ze słowami: " chodź, pójdziemy pożegnać się z morzem"... A ja, jeszcze dziewczynka wtedy, wzruszałam się ... sentymentalnie i trochę mi tak zostało...

Nad Bałtykiem...przed laty

Na sopockim molo

 Autorka bloga oraz  zaprzyjaźnieni " chłopcy i dziewczęta z tamtych lat"
Za plecami zachodzące słońce
Na molo w Międzyzdrojach - spacer pożegnalny ( sierpień 1960r. )
Pożegnalny uśmiech...
 ( przełom 50/60 -tych ) - nieliczne zeskanowane zdjęcia z   foto -  archiwów : mojego i przyjaciół ).  Ze zdjęć wynika, że występuje na nich Kwoka - jako młoda kurka ( wodna  !? ) oraz  koleżanka i koledzy sprzed lat

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Sojka czy już Soyka, czyli dobra parodia nie jest zła...

To JA tak nadal w tematyce i tonacji Stanisława Sojki vel Soyki.  Zawzięłam się jakby, bo to już trzeci post - oj, a nawet czwarty  z zastosowaniem twórczości tego ARTYSTY. Moim zdaniem,  te wielkie litery w wyrazie tekstu MU się należą, bez żadnego związku z parodią Maćka Stuhra ( dość dawnej, zresztą ). Parodia ta zawsze mnie bardzo śmieszy i podobno jej bohatera także, świadcząc o jego poczuciu humoru, co widoczne jest również w videoclipie z poprzedniego posta, w którym z C.Mozilem  bawi się tekstem stworzonym kiedyś przez samego naszego NOBLISTĘ - Czesława Miłosza.
I to było właśnie owo moje odkrycie  ( tytuł notki ), ponieważ dopiero przypadkiem znalazłam ten teledysk , szukając  innego utworu Soyki na Youtubie, choć chyba kiedyś w radiu przemknęła mi nowina o ostatniej jego płycie  do 7. wierszy  C.Miłosza.
Takiego wiersza Noblisty absolutnie nie znałam, podobnie jak i wielu innych jego utworów, a nawet takiego tekstu - o MUCHACH i OTCHŁANI -  naj prędzej spodziewałabym się  po Czesławie, który Śpiewa  czy nawet i po Stanisławie S.

piątek, 26 sierpnia 2011

ODKRYCIE MIESIĄCA... a może...ROKU ? !

Moja prywatna... REWELACJA

Radość i sens życia - " Memento vitae "

Królowa kwiatów

Oto para moich młodych, jeszcze ( aczkolwiek po 50 -tce ),  Znajomych od wielu lat, którzy spędzają sierpniowe rocznice swego ślubu
na jakichś atrakcyjnych wyjazdach -  tu np. dwa lata temu w Tatrach - w tle Morskie Oko. Ta para może służyć jako wzór , prawie niedościgniony, idealnie dobranego stadła. Pobrali się, mając po 20 lat, mają dwie dorosłe i piękne córki oraz aktualnie piątkę wnucząt. Nigdy nie spotkałam aż tak dobranej i szczęśliwej pary, naprawdę i nie przesadzam ani nie koloryzuję.  Oni, zresztą, sami to wiedzą i słyszą wokół taką opinię...
Na zdjęciu poniżej - tegoroczna 37. rocznica ( !!)  na wczasach w Austrii - tu w eleganckim hotelu, ale później na różnych wyprawach w terenie pod Alpami. Widziałam wiele zdjęć z tego ich pobytu, bo też namiętnie fotografują świat wokół i  potrafią się cieszyć jego urodą


Natomiast zamieszczony tu utwór muzyczny autorstwa Staszka Soyki, nietety, tylko w takiej wersji instrumentalnej,
ale z tekstem, który jest właśnie bardzo istotny dla tego mojego posta. Niestety nie słychać  tu, niepowtarzalnego w swym brzmieniu , głosu ARTYSTY, którego osobiście uwielbiam za wszystkie dokonania i interpretację ( i mniejsza o wygląd ! ). Kiedy po raz pierwszy usłyszałam przez radio ( ponad 10 lat temu - na pewno ) ten utwór w rytmie dynamicznego tanga, byłam tak zachwycona, że zażyczyłam sobie kasetę magnetofonową z utworami Soyki na prezent imieninowy. Ale  - niestety, na niby niezawodnym YouTube nie znalazłam żadnego porządnego teledysku  - " Tanga Memento Vitae"  śpiewanego przez Soykę
i w końcu zgodziłam się ściągnąć tę wersję, chociażby z powodu tej melodii -  gdyż... LUBIĘ TANGO


czwartek, 25 sierpnia 2011

Nocne refleksje o ŻYCIU

śpiewa Stanisław Soyka  - " Życie to krótki sen"

ŻYCIE  -  autor -  Andrzej Poniedzielski
------------------------------------------------------

  Życie - stary sposób na zbieranie zdziwień
 Kończy się dość jednak nieszczęśliwie - bowiem śmiercią.
 I choć tyle miewa znaczeń...
 Nie słyszałem, by skończyło się inaczej.
                   ŻYJ  -
 Jakiś sens przy tym miej -
  Bowiem żyć, samo żyć - nie wystarczy za sens...
MIEJ NADZIEJĘ NA SZCZĘŚCIE -
- Powiedzy OD WRZEŚNIA...
 MIEJ NADZIEJĘ ... i na  TYM POPRZESTAŃ !

**************************************************
 A  - Anna Maria  Jopek śpiewa równie przekonująco:

            " Bo ŻYCIE przecież po to jest, aby pożyć
  Nim w kołowrotku pęknie nić..."
                         I co jeszcze przekazuje w tej pięknej piosence ? Bardzo ważne przesłanie:

  " Bo ŻYCIE przecież po to jest, by spytać siebie -
           MIEĆ czy BYĆ  ?
A odpowiedź wcale nie taka prosta, bo niby - " pieniądze
szczęścia nie dają , być może...lecz kufereczek stóweczek - DAJ, BOŻE ..."
 Nawet ładny ten niewielki kufereczek - tylko ...gdzie te stóweczki ?  Ale ważne, że chociaż zdrowa żywność -  i tak to przynajmniej wygląda...

środa, 24 sierpnia 2011

Smutne refleksje o kruchości życia

niezwykle wymowne i symboliczne zdjęcie ( znalezione w Necie )
"  Nie wierzę i nie wierzę, i nie wierzę.
Mali chłopcy nie umierają tak nagle. Kończą się wakacje, ośmioletni chłopcy idą do drugiej klasy ".  - z bloga - zimno. blog.pl
Posłużyłam się cytatem z bloga, który mam u siebie w grupie linków "Lektura z doskoku ", czyli czytanych co jakiś czas, ale już od kilku lat, wraz z początkiem mego blogowania na domenie BLOG.pl. I w zasadzie to na tamtym moim blogu powinnam napisać tę notkę ( tutaj nazywaną postem), ale przeszkodziły mi w tym pewne techniczne szczegóły.
Wahałam sie przed podjęciem tej tematyki, z którą spotkałam się prawie równocześnie na dwu blogach, często czytanych przeze mnie, a czasem komentowanych. Autorka jednego z nich posłużyła się w całej swej notce tylko cytatem przejętym z bloga " zimno ", wychodząc po prostu z założenia, że nie byłaby w stanie wypowiedzieć się równie trafnie i przejmująco na temat nagłej tragicznej śmierci 8-letniego chłopca. I doskonale rozumiem Małgośkę , która widać częściej niż ja czytywała blog  "zimno " ( zresztą fantastycznie pisany, nagrodzony w r.2009 jako najlepszy blog literacki), bo wcześniej stamtąd dowiedziała się o tym tragicznym wydarzeniu z dn.11 sierpnia b.r. ( podobno - ogłoszone na innym blogu przez matkę chłopca o imieniu Igor , do wiadomości czytelników jej bloga, czyli tez autorki bloga "zimno "). 
Wahałam się czy pisac coś więcej u siebie, poza komentarzem u Małgośki - " że jestem wstrząśnięta tym wypadkiem i może właśnie dodatkowo jako babcia chłopca w zbliżonym wieku ( mój wnuczek pójdzie teraz do pierwszej
 klasy ), a nawet troszkę podobnego z wyglądu."
Ale stwierdziłam, że nie mogę uwolnić się od myślenia o tym smutnym fakcie , że czuję się przygnębiona, bo od jakiegoś czasu w ogóle stałam się jeszcze bardziej empatyczna ( a już wcześniej posiadałam tę cechę w sobie ) wobec ludzkich nieszczęść i bardzo uwrażliwiona na zjawisko śmierci ( cecha ludzi w podeszłym wieku - generalnie czy tylko niektórych - tego dokładnie nie wiem ?).
Czyli napisanie własnej notki o tym może mi dać pewnego rodzaju uspokojenie, zamknięcie tego smutnego tematu, tej sprawy, w której nic nie mogę pomóc, nawet pocieszyć ludzi, których przecież nie znam, a znajomość też niewiele by dała - bo jak tu można w ogóle pocieszyć... ?
*   *     *    *    *     *   *   *  *    *   *   *
 "Pisanie jakichkolwiek słów pocieszenia byłoby wpadaniem w banał.
Nie ma pocieszenia. Jest raczej pytanie o to, kiedy ty i ty, i ja ,i tamten pan albo tamta pani."  - zimno.blog.pl

Powyższa wypowiedź jest także cytatem z bloga, na który się powołałam na wstępie, tworząc pewną klamrę.

Żyję już na tyle długo, że wiem o wielu przypadkach, gdy to rodzice przeżywają wcześniejsze odejście z życia ich dzieci, znam nawet osobiście takich rodziców, także w mej bliskiej rodzinie.
I nawet strach przyznawać się do własnych lęków wobec tej kwestii, strach, który się gdzieś głęboko czai... 

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

CZESKI FILM ... i inne czeskie motywy

pamiątkowe zdjęcie z serialu " Szpital na peryferiach " - lekarz (podrywacz) i kapitalna pielęgniarka
Aktor z serialu po wielu latach - w r.2007 odebrał prestiżową nagodę - Czeskie Lwy
Aktor grający w tym serialu to, okazuje się jeden z najbardziej znanych i zasłużonych czeskich aktorów , a nazywa się Josef Abrham ( w serialu dr Arnost Blażej ).
Zwróciłam na niego szczególną uwagę dopiero niedawno, po obejrzeniu, na TVP Kultura, filmu, który mnie osobiście oczarował ( co często mi się zdarza na tym kanale TV ).
A film ...aż z r.1963 i nominowany wówczas do wybitnej nagrody - Złota Palma w Cannes. Tytuł filmu, w oryginale
" Krzyk ", a u nas pt. " Pierwszy krzyk " i podobno grany był w kinach  w Polsce, a zupełnie tego faktu nie kojarzę.Chyba, myślę sobie, byliśmy wtedy młodzi i wreszcie mogliśmy oglądać filmy z całego świata, stąd juz nasze znacznie mniejsze zainteresowanie kinematografią zza miedzy, czym byliśmy karmieni przez długie lata po wojnie.
My - czyli moi rówieśnicy i zbliżone roczniki, a przy okazji - ten czeski aktor to dokładnie mój rówieśnik - tak samo, zresztą, jak jego rodak - Karel Gott, czyli dziś starsi panowie. No, i trudno - starzejemy się i nie ma co ukrywać. Ważne - nie odczuwać tego zbyt dramatycznie,póki się tak da...
A wracając do tego filmu, podkreślam raz jeszcze, że mnie się podobał bardzo, zdecydowanie bardziej niż słynna  "Miłość blondynki "- jeszcze czeskiego wtedy reżysera, Milosa Formana. Też takie cinema - verite ( taki trend wtedy ), ale bardziej liryczne, poetyckie, mimo tej prawie dokumentalnej życiowej prawdy.  Josef Abrham w tym filmie, wręcz jak młody chłopak ( bo to jeden z jego pierwszych filmów i taki typ urody )i naprawdę niezwykle uroczy i wiarygodny w roli młodego żonkosia, którego żona właśnie w szpitalu położniczym ma urodzić ich pierwsze dziecko. I sama pamiętam te straszne czasy położnic za zamkniętymi drzwiami szpitali i tego przymusowego rozdzielenia przyszłych rodziców - osamotnienia kobiety i tęsknoty oraz niepokoju mężczyzny. Jedynym możliwym źródłem wiadomości bywał wtedy telefon do szpitala, jeśli się miało dostęp do tego łącza, co w tamtych czasach i u nas, i u Czechów było raczej niełatwe i czasem niedostępne. I to są  nawet nieco humorystyczne sceny tego filmu - poszukiwanie czynnych, niezepsutych i niezajętych, akurat, budek telefonicznych  - tu jeszcze z obrotową tarczą numeryczną  ( i pamiętamy: WRZUĆ MONETĘ ! ).
 "Głównym problemem tego filmu jest to, w jakim świecie i wśród jakich ludzi będzie żyło właśnie narodzone dziecko. Jestem tu - krzyczy człowiek - przyszedłem, aby żyć. Ta strofa z książki Ludvika Askenazego "Czarna skrzynka", będąca swoistym konglomeratem poezji, pieśni i fotografii, zwróciła uwagę reżysera. Zafascynowny tym dziełem  Jaromil Jires zaadaptowal nie tylko warstwę literacką, lecz wykorzystał także część materiału ilustracyjnego. "
Zamieściłam tu fragment bardzo trafnej oceny dokonanej przez fachowego krytyka filmowego, z której dowiadujemy się także, co było podstawą do scenariusza filmu - książka, której autor był współtwórcą scenarusza wraz z reżyserem.
Bardzo ważna i świetnie - prawie dokumentalnie, ale zarazem delikatnie, subtelnie i ciepło przedstawiona długa sekwencja porodowa.Wysiłek na twarzy rodzącej i całe otoczenie wokół niej, łącznie z typowymi przy porodzie komendami...i żadnych obscenicznych czy drastycznych szczegółow. W końcu to przecież nie jest autentyczny wideoklip z porodówki!
Ale się rozpisałam, widocznie taką miałam ochotę, juz od momentu obejrzenia tego filmu, który naprawdę  zasługuje na uznanie i uwagę kinomanów. Przy okazji prezentuję różne typy ulicznej budki telefonicznej - zdjęcia wyszukane pracowicie w Necie...

niedziela, 21 sierpnia 2011

Nawet dobre...jak na miłe NIEDZIELNE POPOŁUDNIE - ( znacie? a to MI nie przeszkadza )

Reklama  z rodzaju :
"Cudze chwalicie, swego nie znacie  "-  czyli mądre przysłowie

Wspomnienia z motywem czeskim w tle

 "Świat według Nohavicy " to dwupłytowy album studyjny zawierający 31 utworów Jaromíra Nohavicy w polskich tłumaczeniach - Wikipedia 
                                                 *******************

Kiedyś, lubiłam czeskie seriale: " Nemocnica na skraju mesta" ( chyba tak, mniej więcej, czyli " Szpital na peryferiach ") oraz, dla dzieci raczej, ale kapitalny - pt.: " Arabella " z jakimś czarownikiem - Rumburakiem. I wtedy emitowano ten serial bez naszego dubbingu,zatem mogliśmy słyszeć ten język, który, no cóż, jakoś nas bardzo bawił ( przynajmniej w mej rodzinie i to w zasadzie do dziś - np. "ja sem pes ", wypowiadane przez pana zamienionego w psinę przez złego Rumburaka, oczywiście ).Jiřího z Poděbrad – stacja linii A metra praskiego (odcinek II.A), położona w dzielnicy Vinohrady, pod placem Jerzego z Podiebradów (náměstí Jiřího z Poděbrad, stąd nazwa stacji). ( tekst za Wikipedią - aby niczego po swojemu nie przekręcić, przypadkiem )
A to zdjęcie powinno być tuż pod teledyskiem, tak chciałam, ale wyszło...jak wyszło
                                                    **           **
Na skutek niedawnej rozmowy o czeskiej Pradze( mieście,
w którym też nie byłam, jak w wieeelu innych, ale lubię porozmawiać ), czyli na ten skutek, właśnie oraz z powodu nagrywania płytek muzycznych na zamówienie jednej z koleżanek, powstaje niniejsza notka słowno-muzyczna.
Sama zauważam, że chętnie takowe ostatnio komponuję, czyli tworzę, bo są dla mnie dość łatwe, gdyż niewiele w nich z mojego własnego tworzywa ( znaczy się, idę na łatwiznę...) 
 Koleżance mej, ostatnio, bardzo zamarzyły się, choć niektóre, utwory
z takiej " beczki" - cytuję znów :
 "Świat według Nohavicy " - 2-płytowy album... itd.

 Przy okazji tego szukania i przegrywania sama miałam naprawdę dużą przyjemność w słuchaniu tych utworów w wykonaniu, np. Edyty Geppert( w ogóle uwielbiam od początku, od "Jaka róża, taki cierń"),
Elżbiety Wojnowskiej( też niepowtarzalny głos i interpretacja)oraz także mego ulubionego Zbiga Zamachowskiego( dla przyjaciół - Muminka - vel Mumina ...i słusznie!).Powyżej teledysk z jego wykonaniem piosenki
Jaromira Nohavicy o pewnej stacji praskiego metra. 
Zaś JA - jako kobita z peerelu, z kulturą bratniej Czecho - Słowacji ( kiedyś razem, jedna republika ) w ogóle oswojona jestem od dziecka, czyli od klasycznej komedii - "Nikt nic nie wie "- obejrzanej w KINIE, nie w TV ( ale bym sobie teraz TO obejrzała, ale to już jest chyba niemożliwe - TEGO NIE WIEM,prawdę mówiąc ? ). A potem... wiadomo: Helena Vondraczkova (z " dzbankiem " przede wszystkim ), przystojny Karel Gott, wielki reżyser, kiedyś czeski ( i już w zasadzie amerykański ) - Milosz Forman...itd.
  No... i wreszcie RUMCAJS -  postać dobrze znana i lubiana przez moje dzieci, a i przeze mnie także. Wspomnienia, wspomnienia... i ciąg dalszy...nastąpi
może , już innym razem
Jaromir Nohavica - częsty gość w Polsce ( jak kiedyś, np. B.Okudżawa ) 


Karel Gott - wtedy, gdy byliśmy młodzi



Znany widok Pragi - szczególnie dla tych, co tam byli, ale nie tylko

piątek, 19 sierpnia 2011

Nieznane i znalezione nocą - piosenka i kwiatek

Jakaś, pewnie nowa, odmiana FLOKSA - po polsku floks rozłogowy lub niebieski płomyk, co brzmi ślicznie, a po łacinie nie przytoczę - wszak można szukać i znaleźć przez Google - wiadomo...
Nad kwiatkiem- usłyszana dziś przypadkiem ( w radiu )i odnaleziona nocną porą...już była na You Tubie i nawet dała się tu przenieść  - chyba jakaś nowa piosenka zespołu Zakopower, podobno kandydatka na przebój Trójki.
Ja się nie dziwię - mnie się podoba, jak również WOKALISTA ( wiek wiekiem, ale oczy nadal dostrzegają takich urokliwych górali z Zakopanego ). Nawet jeśli pójdzie boso, będzie mu do twarzy ;)))
A dla mnie miły początek kolejnego dnia ... choć właśnie wybieram się trochę pospać, bo dni jeszcze długie, więc przedpołudnie można sobie odpuścić...

czwartek, 18 sierpnia 2011

Polskie SPA , czyli odrobina luksusu

Mina Kuby świadczy o zadowoleniu z uroków basenu - jednego z podstawowych właściwie, zgodnie z ideą SPA, miejsc w hotelach dr Eris






Całe szczęście dla dzieci oraz ich rodziców, że w hotelu jest takie miejsce - wokół Kuby, na zdjęciu. Szczególnie, gdy na zewnątrz pada deszcz, a dzieci, wiadomo, wtedy sie nudzą ( a taką pogodę właśnie miała moja rodzinka w Krynicy pod koniec lipca tego lata )
lub gdy rodzice korzystają akurat z jakiegoś zabiegu zdrowotnego


No, nie Francja, a proszę - jaka elegancja - kanapy, szlafroczki, papucie... Kuba


wymoczony w basenie i innych kąpielowych miejscach - widać nieco znużony...







Rzut okiem na wnętrze pokoju w hotelu - widoczny także rozległy taras, dostępny


z pokoju, z leżakami...itp.





Widoczki za oknami hotelu - uchwycone przez aparat Syna w wyjątkowo pogodnym dniu



Zdjęcie właściwie już części dachu, kwiaty to zwieńczenie tarasu wzdłuż budynku,

a w głębi, bardzo blisko wyciąg na jakąś górkę( ? )
w Krynicy, oczywiście, górskiej.
Te zdjęcia zostały już u mnie po niedawnej przelotnej wizycie Rodziny w poprzednią burzliwą niedzielę, czyli 7.sierpnia. Natomiast są one pamiątką po ostatnim, tegorocznym, tygodniowym pobycie Rodzinki, nie pierwszy w ogóle raz ,

w Krynicy Górskiej, w jednym z sieci hoteli SPA - dr Eris.

Rodzinka w niepełnym składzie,gdyż Olga juz na samodzielnym wyjeździe w koleżeńskim gronie, na obozie pływackim w Bułgarii, w popularnym w PRL-u kurorcie... - Złote Piaski . A'propos kurortu w Złotych Piaskach, chociaż ze mnie człek z PRL-u, niestety, nie byłam... W Warnie także, a jakże , nie byłam...i nie będę teraz żalić się z tego powodu. Było...minęło... Obecnie cieszę się z wyjazdów mych dzieci i wnuków, skoro mają możliwości ku temu...i tyle.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Echa wczorajszego dnia... i nie tylko

..
floksy - kwiaty z polskiego ogródka
obrazek z tegorocznej pielgrzymki jasnogórskiej
Muszla św.Jakuba - płytka na chodniku
Co mają wspólnego z sobą powyższe zdjęcia, umieszczone w dodatku - jedno pod drugim ?  Ta głupawa kolejność wynika z jakiejś usterki mego szablonu blogowego ( może - albo nie nie wiem czego? )i dlatego wolę najpierw zamieścić obrazki, a potem już pisać ciurkiem...co właśnie czynię.
 Pierwszy obrazek ma związek z moim dzisiejszym wieczornym spacerkiem po okolicznych bocznych uliczkach, z których jedna nazywa się bardzo adekwatnie, a mianowicie Cicha.
 Przy okazji wzmianki o tej ulicy mogłabym już snuć szmat wspomnień ( kozackich ? - skądś znam takie powiedzenie ?),
bo znam tę uliczkę od głębokiego dzieciństwa, wprawdzie na jej odcinku najbardziej oddalonym od mego obecnego adresu, ale nie będę za dużo snuć...Otóż pewien zapach zatrzymał mnie na chwilę przy siatce niewielkiego, dość dziko zarośniętego ogródka, obok jakiegoś też niedużego domu, a jest to typowa sceneria dla takich właśnie uliczek mego miasta, a zarazem z mojego młodego wieku, od dziecka.
W ogrodzie z mojego dzieciństwa  ( tylko kilka lat w tym domu z ogrodem,
którego już nie ma w realu) zawsze były kwiaty o nazwie FLOKSY, niepiękne, nieeleganckie, wiechciowate (tak się chyba ta odmiana nazywa)o zapachu, który mi pozostał na zawsze - jako jeden z zapachów... sentymentalnych, właśnie.
I tyle o obrazku pierwszym, który znalazłam na jednej ze stron netu, zaraz po powrocie do domu, jeszcze ze śladem
zapachu floksów w nosie, może ładniej...w nozdrzach?
http://www.wymarzonyogrod.pl/2633_2724.htm

 " Rośliny polskich ogrodów
Rosły w dworskich parkach i przy wiejskich chałupach. Wpisały się
tak bardzo w polski krajobraz, że i dziś trudno wyobrazić sobie, że
mogą zniknąć z naszych ogrodów."
Oto cytat z tej strony, bo też nieco sentymentalny i akurat mi pasował.
Obrazek drugi znalazłam także od razu po włączeniu kompa na str.Gazeta.pl wśród doniesień z wydarzeń dzisiejszego świątecznego dnia w naszym kraju, a także tę tematykę pielgrzymek maryjnych na blogu u Beaty - Zastępczość.
W dzieciństwie także chodziłam do kościoła ( bez rodziców,
bo nie lubili, a także nie kazali, ale ja lubiłam), słyszałam o tym obyczaju pielgrzymek na Jasną Górę, jakieś starsze koleżanki nawet bywały, a ja marzyłam, ze też kiedyś się wybiorę. A potem przeszła mi religijność oraz marzenia o pielgrzymce, a nawet o jakiejś wycieczce do Częstochowy. I po raz pierwszy w życiu, za namową mej głównej Przyjaciółki, wybrałam się z nią pociągiem do Częstochowy, w celu osobistego zapoznania się z Jasną Górą. Pojechałyśmy tam z naszymi synami, jej miał już lat 16, a mój niecałe 7 i właśnie był w przededniu wieku szkolnego.  Cały dzień tam wtedy spędziliśmy i nasi synowie ( szczególnie mój, podróżnik - marzyciel )byli bardzo zadowoleni( bez religijnych uniesień, a z pobudek poznawczo- turystycznych). W sumie bardzo sympatyczne wspomnienie ogólne.
 Samo miasto przecież wielokrotnie widywałam przejazdem - z pociągu lub wycieczkowego autobusu, a jakoś nigdy nie trafiła mi jakaś świecka wycieczka do Częstochowy,potem także nigdy. Potem w drodze do Krakowa ( do syna )autobusem lub jego samochodem zawsze postój w Częstochowie - mniej więcej w połowie trasy.
Trzeci obrazek znalazłam w necie, czytając o innym,jednym, z najbardziej znanych miejsc pielgrzymek na skalę światową
a mianowicie katedrze św.Jakuba, czyli dziś Santiago de Compostela w Hiszpanii. Przez jakiś czas marzenie mej Córki, że kiedyś się tam wybierze... pieszo, co u niej jest nawet możliwe, przy jej zdolnościach piechura i harcie ducha, ale także z pobudek pozareligijnych.
współczesny znak , czyli jakby logo (?)  tej symbolicznej muszli  ze szlaku pielgrzymki do św.Jakuba
Znana rzeźba z Kalwarii Zebrzydowskiej gdzie często bywają moje krakusy, bo blisko i malowniczo
Z moich znajomych tylko jeden był w Santiago de Compostela , ale nie jako pielgrzym, a tylko przy okazji pobytu na wywczasach w niedalekiej miejscowości w tej hiszpańskiej Galicji.
A to właśnie mój kolega - podróżnik , nauczyciel j.hiszpańskiego i w ogóle miłośnik Półwyspu Pirenejskiego, a także szerzej całego  obszaru tego języka, poza Europą... Zdjęcie sprzed kilku lat i obok wiadomego symbolu.

monumentalna świątynia w Licheniu ( zdjęcie znajomej z wycieczki kościelnej )

sobota, 13 sierpnia 2011

DO LATARNI MORSKIEJ


ze zdjęć mego syna
zdjęcie z wikipedii
Laterna - przeszklone, najczęściej najwyższe, pomieszczenie
latarni morskiej, w którym znajduje się urządzenie optyczne i aparatura umożliwiająca świecenie latarni ( za wikipedią ).

                          ************************************
                                         ***********************
                                                  ****************


Latarnia morska stała się oczkiem w główce mojego wnuczka Kuby, chyba już od 2-go roku życia i spotkania z latarniami nad  Bałtykiem  - w Gąskach i Kołobrzegu. Kiedy
jechałam do mych krakusów, wiozłam , 3-letniemu  wtedy Kubie,  duży kalendarz ściennyz motywem latarni morskiej, czyli pięknymi kolorowymi zdjęciami różnych , malowniczych obiektów  tego typu na świecie.  Okazało się wtedy, że  młody może zagiąć absolutnie swą babcię w tematyce latarni wzdłuż całego polskiego wybrzeża,
oczywiście, na podstawie wiedzy z komputera ( z niewątpliwą pomocą  taty, też kiedyś
bardzo dociekliwego dziecka, co mu zresztą zostało ). Mnie bardzo łatwo można złapać na niewiedzy w tym temacie, bo dziwnie nie chciało mi się nigdy w życiu wdrapywać po żadnych stromych schodkach na różne wieże czy  właśnie, latarnie. Ich widok z dołu czy  na zdjęciu, owszem,  podoba mi się i wiem też, że niektóre widoki świata z góry mogą być fascynujące, ale...te schody...a jeszcze na okrągło... i tak już mam, a teraz to nawet wielokrotność ( do 3-go  piętra, z trudem ).
Natomiast na półce nad komputrem stoi sobie , w małym formacie ( Czytelnik - seria Niobe, r.1962 ) słynna książka  Wirginii Woolf  - " Do latarni morskiej ", do której fragmentów często wracam. Jedną z postaci w niej jest 6-letni James Ramsay , miłośnik wypraw do tamtejszej ...Latarni Morskiej ( duże litery w nazwie mają istotne znaczenie dla sensu tej mądrej, choć niełatwej w czytaniu, książki ).
w głębi cel wyprawy - latarnia w Gąskach
A oto ona - w całej okazałości



Latarnia w Kołobrzegu ma jeszcze inne ciekawe dla Kuby akcenty - jak widać

Kuba z latarni spogląda na Kołobrzeg nad Parsętą


latarnia w Niechorzu

Latarnia Czołpino - szczególnie malowniczo położona na wysokiej wydmie w Słowińskim Parku Narodowym,
wymaga dość długiej drogi przez las i pod górę


Obraz okolicy widziany z latarni Czołpino ( łącznie z leśnym wąskim duktem w jej kierunku )
Niniejszy post jest rozwinięciem tematu widniejącego na górnym zdjęciu tytułowym na blogu. Na nim jest także widok okolic latarni Czołpino, zwiedzanej przez Kubę ( i resztę rodziny) w ubiegłym roku. I to już rok temu ! Nastąpiło wtedy pamiętne spotkanie naszej najbliższej rodziny w moim domu, odwiedziny krakusów wracających znad Bałtyku w drugiej połowie sierpnia 2010 r.
Na zdjęciach poniżej - jeszcze raz sama LATARNIA  Czołpino i jej zdobywca - Kuba,
 u babci na kanapie, podczas owego ubiegłorocznego spotkania ( fragment wycięty ze zdjęcia grupki osób , niechętnej do publicznego prezentowania ).

Latarnia Czołpino
 KUBA - lat 6