czwartek, 26 lipca 2012

Migawki z życia ... kalejdoskop wydarzeń

Było to 8 lat temu  -  24 lipca dzień narodzin mego wnuczka Kubusia ( zdjęcie powyżej - jeszcze
w szpitalnym łóżeczku ) i dom udekorowany przez 9-letnią wtedy siostrzyczkę  na jego przybycie.
Zdjęcia sprzed lat, zaś przedwczoraj ( no, tak - to już było przed dwoma dniami ) sympatyczna
rozmowa ( przez telefon ) z 8-letnim jubilatem zachwyconym nową grą  ( rozgrywki w piłkę nożną z zastosowaniem specjalnej konsolety - babcia z trudem TO ogarnia, choć dołożyła się finansowo do prezentu na urodziny - wprawdzie na odległość, bo daleko mieszkamy ). W każdym razie doznania aktualne miłe, pogodne - jak i te wspomnienia sprzed lat i pojawienie się nowego człowieka w rodzinie.  Ale życie  to mozaika wydarzeń  - radość i smutek - przyjścia na świat...i odejścia z niego, powitania i pożegnania. Gdy 24. lipca cieszyły mnie urodziny wnuczka, wiedziałam  już , że następnego dnia - 25. będę uczestniczyć w pogrzebie  mej pierwszej bratowej, matce mej bratanicy - chrześnicy, z którymi nadal , od lat,  utrzymuję zażyły kontakt.
Powyższe zdjęcia obrazują zgrzytliwe kontrasty różnych miejsc na   cmentarzu ( choć to nie ja jestem autorką tych zdjęć, ale mam je w swym folderze o cmentarzach ), zamieszczone w celu przybliżenia atmosfery tego wczorajszego dnia i mojej wędrówki przez jeden z naszych miejskich cmentarzy.
Wzięłam udział w tym pogrzebie, choć było to dla mnie bardzo niełatwe - z powodu dusznego upalnego dnia i mego w związku z tym nie najlepszego stanu zdrowia.  Wprawdzie już ponad 30 lat temu rozstali się z mym bratem, ale moja pierwsza bratowa była także kiedyś moją uczennicą w szkole zawodowej ( 6 lat mej nauczycielskiej drogi ), młodszą ode mnie o 9 lat i nasza zażyłość  trwała do tej pory. Jeszcze całkiem niedawno opowiadała mi telefonicznie o swych perypetiach zdrowotnych i fatalnych , wręcz oburzających przykładach trudności w diagnozowaniu i leczeniu jej dziwnej choroby ...  ale  o zgonie, chyba , nie  myślałyśmy wtedy - że to już ...tak prędko.
Wczoraj przy pochówku jej zaledwie 7- letnia wnuczka ( właśnie pójdzie do szkoły ) wyraźnie sprawiała wrażenie  osoby  zdumionej tym wydarzeniem  i jeszcze nie ogarniającej  świadomością, że nie będzie już codziennie widywać babci w domu ( bratowa mieszkała nadal razem z córką i jej rodziną ).
I takie to moje niewesołe refleksje o życiu i jego różnych aspektach  - bo np. to już  dziś  z kolei dzień imienin mojej córki ... istny kalejdoskop, huśtawka wydarzeń, spraw, przeżyć...

7 komentarzy:

  1. Przedtem dzieci szybko rosły a teraz nie wiadomo kiedy wnuki takie duże :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. samo życie, Kwoko. karuzela, w dodatku ciągle przyspieszająca.
    znam się na tym średnio, ale zapewne chodziło Ci o konsolę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak to w zyciu bywa, ze ciagle sie jakies narodziny przeplataja ze smiercia...

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety czas nieubłaganie biegnie do przodu- dopiero co nasze dzieci były takimi słodkimi zawiniątkami,a moja w tym miesiącu skończyła 36 lat.Wszyscy pędzimy ku nieuchronnemu końcowi życia i, niestety, nic na to nie możemy poradzić.
    Miłego,;)
    P.S.
    I samych radości dla małego Jubilata.

    OdpowiedzUsuń
  5. beata - dzięki Ci za erratę : oczywiście, że kon... sola, a kon...soleta to coś ABBSOLUTTNIE INNEGO ( a to by się wnuczek uśmiał...ale się nie dowie )- ale brzmi b.podobnie...;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki Miłym Paniom za wypowiedzi !:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że te dzieci tak szybko rosną:-)

    OdpowiedzUsuń